Walka o Niepodległość Polski 1939-1947. Armia Krajowa na Podhalu

Obozy koncentracyjne

b. więzień polityczny  hitlerowskich obozów koncentracyjnych

WSPOMNIENIA Z OKRESU II WOJNY SWIATOWEJ

I.       Aresztowanie.

1.      W dniu 16 września 1943 r. – zanim świt nastąpił zbudziło mnie wraz z rodziną silne łomotanie do okien naszego mieszkania, jakie hitlerowski burmistrz Mszany Polnej[1] wyznaczył mnie w domu Żyda Maurycego Langsama, na peryferiach Mszany Polnej w tzw.  Olszynach, w sąsiedztwie mostu prowadzącego do wioski Mszana Górna.

Spałam tej nocy wyjątkowo niespokojnie. Męczyły mnie sny, w których oglądałem okropności, jakie się działy w miejscach odosobnienia, ogrodzonych drutem, gdzie było mi bardzo źle i widziałem wielu zmarłych.  Byłem w trzech różnych miejscach. Z ostatniego, wychodziłem przez bramę usytuowaną na wschód, przy której stał żołnierz. Szedłem do domu i żołnierz mnie nie zatrzymał.

Dom, w którym z woli okupanta niemieckiego musiałem zamieszkać, z frontu sąsiadował z szosą, z przeciwnej zaś strony z zaroślami rzeki Mszanki. Pobijanie się do okien było od strony szosy. Na moje pytanie kto tam? Padła odpowiedź – policja i rozkaz otwierać. Wyszedłem do drzwi w bieliźnie i po ich otwarciu – gestapo natychmiast założyło mi na ręce automatyczne kajdanki – kując z przodu.

Natychmiast zażądano bym prowadził do mieszkania brata mojej żony Stefana Stabrawy. Zajmował je na poddaszu budynku, z oknem skierowanym na szosę. Po masowej likwidacji ludności żydowskiej w dniu 19.08.1942 r. obok na poddaszu nie zamieszkały był pokój z kuchnią z oknem na magazyny. Po przeciwnej stronie strych otwarty /nie zagospodarowany/.

Kiedy wszedłem do pokoju Stefana Stabrawy i za mną dwóch gestapowców, jego w mieszkaniu nie było, ani śladu na łóżku by tej nocy spał. Wówczas gestapowcy, którzy ze mną przyszli i ci co na schodach pozostali, rozbiegli się po całym strychu i pozostałych pomieszczeniach — w poszukiwaniu za nim.

Z ich zachowania się wynikało, jak gdyby wiedzieli, iż Stefan powinien być w domu, przy czym nie zdziwił ich fakt zasłanego łózka, Natomiast podejrzewali jego ukrycie się w zakamarkach pomieszczeń poddasza i strychu.

W tym czasie moja żona Stefania mocno wystraszona próbowała uciec tylnymi drzwiami budynku w stronę zarośli na rzeką Mszanką, lecz po przestąpieniu progu – strojący za drzwiami gestapowiec pchnął ją z powrotem do wnętrza budynku.

2.      Stefan Stabrawa, w chwili wybuchu drugiej wojny światowej był studentom drugiego roku prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.              W okresie wojny pracował w moim sklepie. Jeśli to było możliwe mieszkał przy mojej rodzinie. [2]

Urodzony w 1914 r, w Królówce, ukończył podchorążówkę w latach 1930-tych. Należał do kuchu Oporu – Związku Walki Zbrojnej, przyjmując pseudonim „Dziedzic” od osiedla swojej wsi rodzinnej „Dziedzice”

Zebrania konspiracyjne, były również organizowane nocą, których Stefan Stabrawa brał udział. Mogło ono być pamiętnej nocy z 15-go na 16 września 1943 r. Kiedy do domu wracał mógł nie zauważyć, iż jest on obstawiony przez gestapo, bowiem było jeszcze ciemno, kiedy wszedł do sieni od strony rzeki.[3]

Zapytany przez funkcjonariusza gestapo kim jest – po podaniu swojego nazwiska, pchnięto go pod ścianę rozkazując podniesienie rąk – przy czym przeprowadzono rewizję osobistą.

Następnie kazano iść na poddasza i po wyjściu nad schody, rozkazano mu odwrócić się twarzą do komina i podać ręce do tyłu, na które założono automatyczne kajdanki.

Następnie rozkazano nam obydwom udać się do pokoju Stefana i ton położyć się twarzą do podłogi. Na plecy łożącego Stefana wlazł gestapowiec[4] ugniatając dłonie i wciskając kajdanki w plecy, które wrzynały się w okolicy nerek.

Przy tym ugniataniu, wykonanym z całą siłą, z zastosowanie podskoku – domagał się od niego wskazania miejsca, gdzie posiada przechowaną broń.

Tortura trwała dość długo. Pomimo jej ponawiania i wielokrotnego żądania wskazania miejsca przechowania broni, za każdym razem odpowiedź była ta sama, iż broni nie posiada.

Wreszcie polecono nam zejść na parter budynku do mojego mieszkania. Tam żonie rozkazano mnie ubrać w odzież wierzchnią, co było trudne ze względu na skute ręce i niemożliwość ubrania marynarki. Dlatego powieszono mi ją na ramionach, zapinając z przodu na guziki. Stefanowi zmieniono tylko buty, przy czym zauważono cieknącą krew po jego nogach, na skutek ran zadanych podczas tortury.

W międzyczasie pozostali funkcjonariusze gestapo przeprowadzali rewizję na poddaszu i strychu. Znaleziono gazetkę konspiracyjną[5] oraz trutkę. Okazano je Stefanowi i ten oświadczył, iż są jego.

Przed wyjściem, żona żegnając się za mną rozpłakała się mówiąc – kiedy ja cię zobaczę? Mając jeszcze w pamięci sen, który przerwał łomot do okien gestapo – pocieszyłem żonę słowami – nie płacz, ja niedługo wrócę.

3. Wyprowadzono nas obydwóch z domu do samochodu osobowego, stojącego na szosie. Poczynało świtać. Trzech gestapowców odwiozło nas na posterunek policji granatowej w budynku Sądu Grodzkiego w Mszanie Dolnej.

Tam już zastaliśmy kilka kobiet i kilku mężczyzn wcześniej aresztowanych od nas, z tym jednak, że kobiety były w pierwszym pomieszczeniu na stojąco, natomiast mężczyźni w drugim na leżąco twarzą do podłogi, po pod stoły, stołki.

Nam rozkazano uczy nić to samo z tym, że Stefanowi wskazano miejsce pod stołem a mnie nieco dalej między stołem i otomaną[6] stojąca pod boczną ścianą.

Kolejno dowożono innych aresztowanych, mieszając by nie mogli być rodzinami. Obok mnie po prawej stronie leżał Ludwik Węglarz – wójt Gminy Mszana Dolna II mianowany przez okupanta, aresztowany wraz z synek Janem.

Aresztowany był drugi brat mojej żony Jan Stabrawa, zamieszkały w Mszanie Górnej żonaty z siostrą dowódcy placówki na Mszanę Dolną „Mnich” ZWZ – Władysława Szczypki działającego pod pseudonimem „Lech” oraz jego brat Józef Szczypka.

Przywieziono także jego zastępcy Jana Stachury ps. „Adam” -ojca Adama Stachurę, matkę Marię i siostry Jadwigę i Józefę. Z zatrzymanych 10-ciu mężczyzn zwolniono w Mszanie Dolnej tylko Stanisława Karpierza, a z 9- ciu kobiet zwolniono Stefanię Kuczaj, zatrudnioną w moim domu w charakterze pomocy domowej. Zanim to nastąpiło około godziny 8 – rano przyszedł do naszego pokoju, w którym leżeliśmy na podłodze gestapowiec z Władysławem Gelbem i wywołano Stefana Stabrawę. Gelba spotkaliśmy już o świcie jak nas wprowadzano do pomieszczeń posterunku policji granatowej. Z jego zachowanie się wynikało, jak gdyby był współorganizatorem aresztowania co zresztą potwierdził jago udział przy nadzorowaniu naszego wsiadania do samochodu odwożącego nas d więzienia w Nowym Sączu.

Po pewnym czasie około godziny powrócił tak zbity po głowie, że stanowiła siną banię, na której trudno było rozpoznać twarzy jego, a opuchlizna zakrywała zupełnie jego oczy. Stefana Stabrawę spotkałem w więzieniu po około tygodniu, opuchlizna z twarzy nieco ustąpiła, ale tym wyraźniej w wystąpiły sińce po nieludzkim zbiciu na posterunku w Mszanie Dolnej.

Można na ten temat snuć domysły co było przyczyną tak potwornego zbicia. Sądzę, iż starano się wydobyć z niego nazwiska członków organizacji, lecz musiało się to nie udać, ponieważ nikogo więcej na posterunek w ciągu dnia nie przywieziono.

Po aresztowaniu mnie i Stefana Stabrawy gestapo zapowiedziało żonie, że o godzinie 9-tej przyjadą po nią. Faktycznie o tym czasie przyjechał szef gestapo z Nowego Sącza zastępujący Hamana, będącego wówczas w Jaśle. Przyjechał z nim Władysław Gelb i jego sekretarka Eugienia Smreczak.


[1] Władysław Gelb, hitlerowski burmistrz Mszany Polnej od listopada 1939 do listopada 1943 r.

[2]  Nie zawsze to było możliwe by Stefan Stabrawa mógł mieszkać przy mojej rodzinie, bowiem w okresie początkowym przesiedlenia, kiedy to mieszkałem w budynku wraz z rodzinami żydowskimi – było to wówczas nie możliwe z braku miejsca.

[3] Podejrzewam, iż gestapo było poinformowane o zakończeniu zebrania konspiracyjnego i przybliżonym czasie powrotu Stefana Stabrawy do domu przez współpracownika gestapo, członka organizacji, zasądzonego na karę więzienia po drugiej wojnie światowej.

[4] Nie znałem funkcjonariuszy gestapo z nazwiska. Lecz po wojnie, rozmawiając na ten temat z jednym z pracowników Zarządu Gminy Mszana Dolna i, na podstawie mojego opisu twierdził iż mógł to być gestapowiec Domański, dobrze mówiący po polsku.

[5] Była to gazetka o tytule “Polska Zbrojna” czy „Walka Zbrojna”.

[6] Kanapa kamienna