Walka o Niepodległość Polski 1939-1947. Armia Krajowa na Podhalu

Akcje 4 batalionu „LAMPARTA”

To odpis z autentycznego „Dziennika wydarzeń” prowadzonego podczas II wojny światowej w Gorcach w oddziale 1 PSP AK 4 batalionie. Informacje w nim zawarte są dowodem na to, że żołnierze AK działali z dużym rozmysłem by ich akcje skierowane przeciwko Niemcom nie uderzały rykoszetem w ludność cywilną. Pułk miał za zadanie absorbować około 50000 Niemców, których obecność na terenie działania Pułku była konieczna.

Podobne zapiski działań prowadził w dowództwie 1 PSP AK z-ca dowódcy rotmistrz Włodzimierz Budarkiewicz. Jego notatki pokrywają się z relacjami w „Dzienniku „Lamparta””

Prezentujemy oryginalne dokumenty z rodzinnego Archiwum Lamparta

                                                    

STUDIA HISTORYCZNE

R.  XI. Z. 2 (41) 1968

                                      Włodzimierz Budarkiewicz   „Podkowa”

                             wstępem i przypisami opatrzył Andrzej Szczygieł

                           STRZELCY PODHALAŃSCY W WALCE                                                                      

                                                FRAGMENTY DZIENNIKA

Historyk, który podejmuje badania nad dziejami ruchu oporu, napotyka od razu na największą trudność, jaką jest szczupła baza źródłowa., wynikająca ze specyficznego działania w konspiracji, kiedy to troska przede wszystkim o bezpieczeństwo zaangażowanych osób nie pozwalała na tworzenie bogatych i kompletnych archiwów. W tej sytuacji, dla badacza, konieczne jest poszerzenie bazy materiałowej o innego typu źródła. Na pierwszy plan wysuwają się tutaj spisywane na żywo, w ogniu wydarzeń relacje, bądź to w formie dzienników, czy też bardziej refleksyjnych pamiętników. Wartość tego typu przekazów podnosi jeszcze fakt, że wspomniana powyżej specyfika konspiracji nie sprzyjała powstawaniu tychże w większej ilości. Dlatego istniejące dzienniki, czy też pamiętniki, spisywane przez osoby czynnie zaangażowane w pracy konspiracyjnej, urastają do miary wprost bezcennego niekiedy dokumentu. I taki właśnie charakter ma prezentowany przez nas dziennik rotmistrza „Podkowy” — Włodzimierza Budarkiewicza, zastępcy dowódcy l Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej, największej jednostki partyzanckiej, działającej w końcowym okresie okupacji hitlerowskiej na Podhalu.

1Pułk Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej (1PSP-AK) zorganizowany został we wrześniu 1944 na bazie działających na terenie Inspektoratu AK „Niwa” [1] oddziałów partyzanckich („Zawiszy” — Krystyn Więckowski, „Tatara” — Julian Zubek, „Lamparta” –  Juliana Zapały,Kmicica” — Franciszek Paszek, „Mąka” — Stanisław Kruczek, „Topór” — Aleksandra Marczyńskiego i wielu innych), które stały się trzonem powstających kompanii i batalionów. Dowódcą pułku, który w szczytowym okresie liczył około tysiąca partyzantów, był major Adam Stobrawa („Borowy”), a dowódcami jego czterech batalionów byli: I-go — rotm. Wojciech Lipczewski („Andrzej”, „Wierzyca”), II-go — kpt. Julian Krzewicki („Filip”), III-go — kpt. Mieczysław Przybylski („Michał”) i IV-go — kpt. Julian Zapała („Lampart”). Zakresem swojej działalności bojowo-dywersyjnej 1PSP-AK objął cały obszar Inspektoratu AK „Niwa”. W walce z okupantem hitlerowskim oddziały pułku stosowały całą gamę form akcji bojowych od wywiadowczych począwszy, poprzez likwidowanie konfidentów i agentów Gestapo, rozbrajanie posterunków policji niemieckiej i granatowej, do poważnych walk angażujących znaczne siły i środki nieprzyjaciela. Z bardziej znanych akcji 1PSP-AK można wymienić rozbrojenie posterunków policji niemieckiej w Kamienicy, Nawojowej, Tylmanowej, walkę z karną ekspedycją niemiecką w Kamienicy w lipcu 1944, czterodniowy bój w Ochotnicy stoczony od 17 do 20 października 1944, bój w Szczawie 13 stycznia 1945. Znaczenie działań bojowo-dywersyjnych pułku podnosi fakt, że współdziałając aktywnie ze zgrupowaniem partyzantów radzieckich pułkownika Iwana Zołotara [„Iwana” ze zgrupowania partyzanckiego „Artur” -MZ], działano jednocześnie na korzyść I i IV Frontu Ukraińskiego Armii Radzieckiej; uderzano na zaplecze nieprzyjaciela tam, gdzie nakazywała potrzeba chwili. Należy przy tym zaznaczyć, że teren Podhala był wyjątkowy pod względem przyjaznej i owocnej współpracy akowskiej partyzantki z partyzantką radziecką. W sumie, działalność oddziałów partyzanckich, a później 1PSP-AK, jak i poparcie udzielane im przez ludność Podhala, zadały ostateczny cios hitlerowskim planom stworzenia „narodu góralskiego”. Były jaskrawym dowodem patriotyzmu całego Podhala.

O tych wydarzeniach mówi dziennik rtm. „Podkowy”. Nie należy jednak szukać w nim pełnego opisu wydarzeń, gdyż rozrzucenie oddziałów pułku na przestrzeni czterech powiatów, w warunkach walki partyzanckiej, samorzutnie wpływało na selekcję wiadomości docierających do sztabu pułku, a tym samym i do autora dziennika. Jednak w niczym nie umniejsza to wartości dziennika. Przez swoją autentyczność, żołnierską zwięzłość i przebijającą przez nią nutą całkowitego uczuciowego zaangażowania bohaterów wydarzeń dla sprawy, wprowadza nas ten dziennik doskonale – w atmosferę wydarzeń.                                                                       

Wypada w tym miejscu przedstawić również samego autora. Włodzimierz Budarkiewicz urodził się w r. 1903 w mieście Turzec w województwie nowogródzkim. W czasie pierwszej wojny światowej został ewakuowany wraz z rodzicami do Petersburga, gdzie rozpoczął naukę w gimnazjum rosyjskim. Po powrocie do kraju kontynuował naukę w gimnazjum w Nieświeżu, które ukończył w 1923 r. Powołany do wojska w 1924 r., rok później ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy w Poznaniu, decydując się na zawodową służbę wojskową. Z kolei wstąpił do Oficerskiej Szkoły Kawalerii w Grudziądzu. W 1927 r., po jej ukończeniu w stopniu podporucznika, został przydzielony do 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich.                                                                                                                   

 Z tym pułkiem jako dowódca szwadronu w stopniu rotmistrza, brał udział w walkach kampanii wrześniowej, w czasie której został ranny. Po różnych przejściach znalazł się w grudniu 1939 w Nowym Targu, gdzie spędził okres okupacji. Jednocześnie czynnie zaangażował się w Ruchu Oporu, a w 1944 r. walczył w szeregach partyzanckich. Po wyzwoleniu, do -marca 1947, służył (w stopniu majora) w jednostce pancernej Wojska Polskiego. Po demobilizacji rozpoczął pracę w Hucie Mała Panew w Ozimku i pracuje w niej do chwili obecnej.

Dziennik Włodzimierza Budarkiewicza był pisany ołówkiem, kopiowym w 100-kartkowym kopiale ołówkowym, posiadającym znak fabryczny S. K. W./Wz. 1521. W sumie liczy on 69 dwustronnie zapisanych kart. Tekst pierwszych 14 kart obejmuje wydarzenia z dwóch miesięcy (sierpnia i. września 1944); napisany został w formie niemającej charakteru dziennika relacji tuż przed 25 września 1944. Właściwy dziennik zaczyna się od daty 25 września 1944 (od 15 karty) i kończy się datą 18 stycznia 1945, i z tej właśnie części pochodzą publikowane niżej fragmenty, przy czym opuszczono ustępy dotyczące spraw osobistych autora, charakteru czysto prywatnego. Opuszczenia oznaczono znakiem […]. Pragniemy zaznaczyć, że kilku pseudonimów nie udało się nam wyjaśnić, są to jednak osoby, które nie odgrywały zasadniczej roli w opisywanych wydarzeniach.

                                                                                                Andrzej Szczygieł

25 IX 1944. Po załadowaniu plecaków na wóz i pożegnaniu z „Lampartem” [2] odmaszerowałem ze „Stachem” [3], „Karasiem” [4], „Herkulesem” [5], „44″ [6] i lotnikami amerykańskimi na nowe m. p. „Borowego” [7]. Cały czas lał deszcz, droga była okropna. Miałem wątpliwości czy wóz po takich wertepach dojedzie. A jednak dojechał. Była w tym wielka zasługa woźnicy — górala, który po przybyciu na miejsce otrzymał dobrą zapłatę. Zajęliśmy nowe kwatery na Polance położonej na stoku góry na płn.-zach. od ni. Szczawy. Ze „Stachem” zajęliśmy w chacie góralskiej niedużą oddzielną izbę, gospodarze są dla nas bardzo życzliwi. W pierwszych dniach po przybyciu na Polankę byliśmy z „Borowym.” na inspekcji w I baonie. Baonem dowodził por. „Andrzej”, „Wierzyca”[8]. Trzon baonu stanowi 1kompania powstała z oddziału. „Zawiszy” [9]. Kompania posiada dobry materiał ludzki, jest uzbrojona w ciężką i lekką broń maszynową, sporo automatów, dowodzi 'kompanią „Przyjaciel” [10].      I baon kwateruje na przeciwległym od nas stoku góry na północ od Szczawy. Na nowych kwaterach organizuje się na nowo zaopatrzenie. Dużą pomoc w tym kierunku oddaje „Stach”. Samochód „Stacha” niestety parę dni temu został napadnięty na drodze przez Niemców i szofer zabity. Samochód Niemcy zabrali. Wypad, który prowadziłem na Niedzicę i Spiską Starą Wieś[11] pociągnął za sobą szereg tragicznych wypadków. Dnia 25 IX 1944 oddział Luftwaffe” kwaterujący w Czorsztynie, wykorzystując mgłę i deszcz wykonał napad na schronisko na Lubaniu. Został aresztowany kierownik schroniska „Sław” [12], jego żona oraz pięć osób gości, w tym „Kania” [13]. W czasie napadu zdążyli ze schroniska wycofać się „Kosa” [14], „Caro” [15] i „Cis”[16], dwóch zostało zabitych, w tym „Szarotka” [17] z Nowego Targu. Wszyscy byli z IV baonu. Schronisko Niemcy spalili. Pogrzeb poległych odbył się na cmentarzu w Ochotnicy Górnej. […] Przybyło do nas jeszcze dwóch aliantów. Byli to lotnicy RAF-u [18], którzy uratowali się skacząc na spadochronach w okolicy. Wracali do bazy po dokonaniu zrzutu dla walczącej Warszawy. Odpoczęli, zjedli obiad i poszli z gońcem do „Lamparta”, który otrzymał rozkaz od „Borowego” przekazania ich terenówce po stronie słowackiej. Lotnicy chcą wrócić do bazy we Włoszech, chociaż my im to odradzamy i proponujemy pozostać u nas. Przy dowództwie pułku są od niedawna: oficer lotnictwa kanadyjskiego Hubert Brooks zestrzelony nad Hamburgiem i podoficer broni pancernej Armii Brytyjskiej, Szkot John Dunkan, który dostał się do niewoli pod Dunkierką. Hubert i John przeszło rok temu uciekli z obozu niemieckiego w Toruniu i przy pomocy ludności polskiej przedostali się na Podhale, gdzie dołączyli się do oddziału „Zawiszy”. Obecnie mówią zupełnie dobrze po polsku, są dzielni, zahartowani i bardzo lubiani przez naszych partyzantów. Całkowicie dostosowali się do naszych warunków, broń, którą posiadają, zdobyli na Niemcach chodząc z oddziałem „Zawiszy” na wypady. […] A oto Brytyjczycy, Amerykanie i Kanadyjczyk, którym l PSP-AK udzielił schronienia i pomocy: Alex Johnson — RAF, Patric  O’Niel — RAF,  Richard Z. Hausler — 2nd Lt USA AF [19],  Harold E. Beam — S/Sgt. USA AF, Gordon W. Stembeck — S/Sgt. USA AF, Alois G. Suhling – Sgt. USA AF, Hubert Brooks — RCAF [20], John Dunkan — Sgt. Cordon Hos, Alex Kroschewsky – Lt USA AF. Zameldowali się u „Borowego” i pozostaną w d-wie pułku: rtm. „Profesor”[21], por. „Maciej”[22], por. „Jaskółka”[23] i „Marian”[24]. W pobliżu naszego m. p. kwateruje komórka zrzutowa, jak ich nasi partyzanci nazywają „Pelikany”. Przez aparat komórki dowiadujemy się o upadku   Powstania   Warszawskiego.  U „Borowego”    zameldował   się „Gryf”[25]  (d-ca  oddz.  part.)  i otrzymał rozkaz   dotyczący ubezpieczenia m. p. d-wa pułku. […]

5 X 1944. Otrzymałem od „Borowego” rozkaz udania się do „Lamparta”, do którego miał przybyć pułkownik sowiecki, po czym miałem udać się do Ochotnicy i przeprowadzić dochodzenie w sprawie tragicznej śmierci ks. Józefa Chojnickiego [26]. Towarzyszą mi, jak zwykle, „Herkules” i „44″. Pułkownika oczekiwaliśmy z „Lampartem” o godz.  12-tej. Przyszedł punktualnie w towarzystwie młodego oficera „Mikołaja”. Nazwiska pułkownika nie znam, przedstawił się jako „Grisza” [27]. Był to barczysty, silnej budowy mężczyzna lat około 45. Na głowie miał rosyjską zimową czapkę, a spod cywilnego płaszcza widać było wojskową bluzę z naramiennikami.  Po przedstawieniu się „Lampart” jako gospodarz zaprosił pułkownika do chaty, gdzie przygotował skromny obiad. Po zdjęciu płaszcza zauważyłem u gościa na bluzie naramienniki (pagony), takie same jakie nosili carscy oficerowie. Według jego słów, pułkownik przybył z oddziałem na nasze tereny ze Słowacji i pragnie z nami nawiązać kontakt. Odpowiedziałem mu, że zostałem przez naszego dowódcę delegowany celem powitania go na naszych terenach, a jeśli chodzi o współdziałanie w walce ze wspólnym wrogiem, to przyjmujemy jego propozycje z dużym zadowoleniem. W rozmowie pułkownik był bardzo powściągliwy, pił bardzo mało. W czasie obiadu wspomniałem o tym, że już od sierpnia współdziałamy z odziałem lejtnanta „Petro”[28].  Według słów pułkownika, „Petro” miał być oddany pod sąd za zabicie dwóch partyzantów z jego, pułkownika, oddziału. Przed odejściem pułkownik zaprosił nas do siebie na dzień 8 X 1944. Od naszych partyzantów dowiedziałem się, że zabicie dwóch partyzantów sowieckich przez sowieckiego dowódcę nastąpiło w następujących okolicznościach: Do plebanii w Ochotnicy Górnej przybyło dwóch partyzantów radzieckich, którzy, zachowując się arogancko, usiłowali zabrać pewne rzeczy. „Petro”, znajdujący się w pobliżu i powiadomiony o tym, niezwłocznie przybył na plebanię i usiłował przybyszów wylegitymować, kim oni są i skąd przybyli. Partyzanci sowieccy zachowali się wobec ,,Petra” wyzywająco i nazwali go bandytą, a gdy usiłował ich rozbroić, stawili opór. „Petro” cofnął się kilka kroków do tyłu i serią z automatu położył obu trupem. „Petro” z oddziałem jest stałym bywalcem, w Ochotnicy, gdzie go prawie wszyscy znają. […]

7 X 1944. Wracając od ,,Lamparta”, na dużej polanie gorcowej spotkałem oficera radzieckiego „Mikołaja”, który wręczył mi list od „Griszy”. „Grisza”   zaprosił „Borowego”,   „Lamparta”   i  mnie   do  siebie   jutro   na godz. 12.

8 X 1944. Około godziny 10 wyruszamy: „Borowy”, „Profesor”, „Herkules”, „44″ i ja z rewizytą do płk. „Griszy”. Koło szczytu Gorca spotkał nas „Mikołaj” z dwoma partyzantami sowieckimi, z których jeden był żołnierzem Armii Słowackiej, a drugi Ukraińcem z okolicy Krynicy. W czasie, gdy byłem w obozie „Lamparta”, „Borowy” miał spotkanie z innym wyższym dowódcą sowieckim płk.  Zołotarem „Iwan”[29], podobno inteligentym, wytwornym i energicznym oficerem. W towarzystwie Zołotara był „Alosza” [30], ubrani byli w mundury z błyszczącymi naramiennikami. Zołotar jest obecnie dowódcą połącznych partyzanckich oddziałów sowieckich, działających na Podhalu, składających się z około 800 partyzantów. Poprzednio Zołotar dowodził partyzantami w rejonie Leningradu, a następnie   na   Białorusi w okolicy Iwieńca (baza w Puszczy Nalibockiej), gdzie jego grupa składała się podobno z około  15 000  partyzantów.  Na drugi dzień po spotkaniu z Zołotarem, „Borowy” otrzymał od niego w prezencie automat radziecki syst.  PPS.  Z Gorca „Mikołaj” poprowadził nas do obozu ,,Griszy”.  Po drodze mijamy radziecką czujkę, na której stoją żołnierze Armii Słowackiej. Są doskonale umundurowani, w owijaczach, na furażerkach w poprzek naszyte czerwone wstążeczki.  Z daleka niczym się nie różnią od żołnierzy naszej piechoty ,,Grisza” czekał na nas przed obozem, leżąc na rozścielonym kocu, był w cywilnym granatowym garniturze bez krawata. Rozpoczęła się ożywiona rozmowa. Po chwili przyszło jeszcze dwóch oficerów, z których jeden, był Rosjaninem, a drugi młodym oficerem Armii Słowackiej. Na znak „Griszy” partyzanci sowieccy wynieśli z krzaków litrową butelkę polskiej wódki z czerwoną etykietą, pokrajaną dużymi kawałkami kiełbasę, chleb i ogórki. „Grisza” cały czas posługiwał się „Mikołajem”. Wódkę nam podano w kieliszkach od wina. „Herkules” i „44″ znikli, domyśliłem się, że poszli obejrzeć „apartament” partyzantów sowieckich. „Grisza” ponownie poruszył sprawę naszej współpracy w walce z Niemcami, a szczególnie prosił o przekazywanie mu informacji o nieprzyjacielu. „Borowy” obiecał pułkownikowi uzyskane informacje dostarczać, a ze swej strony prosił o dostarczenie nam nieco ręcznej broni automatycznej i amunicji. „Grisza” oświadczył, że w obecnej chwili rezerwową bronią nie dysponuje, ale jeśli otrzyma zrzut, to bronią z nami podzieli się. „Grisza” był niezwykle ostrożny, nie zgodził się na wykonanie przez „Lasa” [31] wspólnego zdjęcia. Na przyjęciu również byli obecni „Lampart” i „Las”. Rewizyta trwała dwie godziny. Przed odejściem wręczyłem „Griszy” broszurkę Komunikat Informacyjny, który otrzymałem, z rana od „Borowego” i przed wyjściem z kwater zdążyłem przetłumaczyć go na język rosyjski. Przed pożegnaniem prosiłem „Griszę” o wpisanie do mojego dzienniczka paru słów na pamiątkę. „Grisza” odmówił wpisania się, ale kazał to uczynić „Mikołajowi”, który zamaszyście napisał:

                                                 „Na pamiątkę”!

Wdzięczny Warn za spotkanie koło góry Gorc 8. 10. 1944 r. pamiętając o wspólnym udziale w rozgromieniu najgorszego wroga ludzkości — hitlerowców

                                                                                                      „Grisza”.

Po drodze zwiedziliśmy dużą wzorcową bacówkę na dużej polanie Gorcowej. Bacówka była pusta.

10 X 1944. W nocy nad Gorcami ruch pojedynczych samolotów. Przypuszczalnie Rosjanie otrzymują zrzut. Nasi partyzanci mówią „Iwan lata”. […]

13- X 1944. Wracając z Buflaka z meldunkiem, zginął/ Albin Borowicz/ „Jastrząb”. Przypadkowo wpadł na oddział żandarmerii. „Jastrząb” został dwukrotnie ranny, następnie dobity bagnetem. Zginął w rejonie wsi Obidowa, która była w tym czasie rabowana przez Niemców. „Jastrząb” był więźniem obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, z którego uciekł.  Był „Halny” [32], a wieczorem wróciła /Danuta Stadnicka/ „Kama”, aresztowana dnia 25 IX w schronisku na Lubaniu przez żołnierzy Luftwaffe. […]

18 X 1944. [33] Rewanżując się za otrzymany od Zołotara automat, „Borowy” przesłał mu w prezencie piękną ciupagę i góralski kapelusz z muszelkami. […] Koło południa „Borowy” otrzymał meldunek, że z m. Zasadne w kierunku Gorca posuwa się oddział Niemców w sile około 300 ludzi, uzbrojony w ciężką broń maszynową. Wysłaliśmy w -kierunku n-pla rozpoznanie i wzmocniliśmy ubezpieczenie. Po pewnym czasie widać było, jak w rejonie Gorca zaczęły palić się bacówki, największy słup dymu unosił się w miejscu, gdzie stała wzorcowa bacówka, którą oglądaliśmy wracając 8 X od „Griszy”. Niektóre bacówki napełnione sianem paliły się bardzo długo. Z oddziałem n-pla, który przypuszczalnie dotarł do Gorca, współdziała samolot obserwacyjny „Storch”. W rejonie Ochotnicy słychać odgłosy wałki, są i silniejsze detonacje, przypuszczalnie, od bomb lotniczych. Nie mamy meldunków ani od „Lamparta” ani od naszego rozpoznania. Wszystkie swoje rzeczy ukryliśmy w lesie. Dentysta swój kołowrotek i szef kancelarii maszynę do pisania również ukryli w krzakach. Górale wiedząc, jak (postępują Niemcy i wysługujący się im Ukraińcy, ukrywają w lesie dobytek i zapędzają tamże bydło. Wieczorem widać w rej. Ochotnicy dwie białe rakiety.

19—20 X 1944. Wobec braku meldunków o sytuacji w Ochotnicy „Borowy” zarządził zbiórkę oddziału „Przyjaciela” z I baonu / oraz MZ/oddziału „Gryfa” i ochrony d-wa pułku. Razem stawiło się na Polance/Polankach MZ/ o wyznaczonej godzinie 55 ludzi. Ruszyliśmy marszem ubezpieczonym w kierunku Ochotnicy do obozu „Lamparta”. Widoczność słaba — mgła. W rejonie Gorca spotkaliśmy patrol sowiecki z oddziału „Griszy”. Napisałem do „Griszy” kartkę, informując go o naszym zamiarze połączenia się z „Lampartem”, celem wspólnego działania. Po przybyciu na miejsce „Lampart” zameldował „Borowemu”, że do Ochotnicy przybyło około 40 Niemców. Większa część jego oddziału była już od kilku dni poza rejonem Ochotnicy, wykonując zadanie. „Borowy” postanowił wyrzucić Niemców z Ochotnicy i w tym celu wydał następujący rozkaz: a) Reszta oddziału pozostająca do dyspozycji „Lamparta” i oddział „Gryfa” ma urządzić zasadzkę przy drodze głównej Ochotnica Górna—Knurów—Nowy Targ w rejonie Ustrzyk – Forendówka i wykonać napad na wycofujących się z Ochotnicy Niemców przez zaskoczenie. Na dowódcę zasadzki został wyznaczony „Lampart”, b) Oddziałem, który był w dyspozycji „Borowego”, należy zaatakować Niemców w Ochotnicy, celem wpędzenia ich na zasadzkę.

Gdy zadania były wyznaczone i mieliśmy ze Skałki ruszyć do ich wykonania, zameldował się u „Borowego” „Mikołaj’” z oddziału „Griszy” z propozycją wspólnego zaatakowania Niemców. „Borowy” propozycję chętnie przyjął, zwłaszcza, że wszyscy partyzanci sowieccy byli uzbrojeni w automaty i posiadali dużo amunicji. Odział sowiecki jednak z przyczyny nam nieznanej do nas nie dołączył. Czekaliśmy na niego w umówionym miejscu przeszło godzinę. Zaczął padać silny deszcz ze śniegiem. Po przybyciu do Ochotnicy-Młynne dowiedzieliśmy się od ludności, że we wsi jest około 500 Niemców, skoncentrowanych koło plebanii. Niemcy rabowali bydło. Górale masowo opuszczali zagrody i ukrywali się z bydłem w lesie. Wobec takiej dysproporcji sił i szczupłego zapasu amunicji „Borowy” zrezygnował poprzedniego zamiaru i postanowił połączyć się z „Lampartem” dla wspólnego działania. Droga na przełaj była bardzo ciężka, padał deszcz, zrobiło się zupełnie ciemno, przemokliśmy kompletnie. Około godziny 20 zatrzymaliśmy się w samotnej zagrodzie. W chacie była tylko przestraszona kobieta, gospodarz z krowami i owcami ukrył się w lesie. Kobieta potwierdziła, że Niemcy rabują bydło i palą chaty. Zrabowane bydło partiami pędzą w kierunku Nowego Targu. Dla usprawnienia akcji przeciwko partyzantom przeciągnęli linię telefoniczną, W kierunku Ustrzyk słychać było serie z broni maszynowej. „Borowy” postanowił z oddziałem przeczekać w zagrodzie do rana. W nocy widać łunę pożaru przy drodze głównej Ochotnica Dolna—Ochotnica Górna. Wysłany patrol stwierdził we wsi obecność Niemców. W jednej z góralskich chat spalił się trup 15-letniej dziewczyny, która zmarła w tym dniu na czerwonkę, a rodzice nie zdążyli przed napadem Niemców jej pochować. Patrol widział koło dopalających się zgliszcz kilka krów. „Borowy” otrzymał meldunek, że do oddziału „Lamparta”, udającego się poprzedniego dnia do wykonania zadania (urządzenia zasadzki koło Ustrzyk-Forendówki), dołączył oddział sowiecki, który poza normalnym, uzbrojeniem posiadał ciężki karabin ppanc. Na połączoną polsko-sowiecką zasadzkę wpadł samochód niemiecki, za którym było pędzone bydło. Oddział otworzył silny ogień na samochód i na Niemców pędzących bydło. Samochód został rozbity ogniem sowieckiego karabinu ppanc. Zabito i zraniono około 10 Niemców. Pewna ilość krów również została zabita, reszta rozbiegła się po lasach. O świcie, gdy oddział przygotował się do marszu w kierunku, z którego poprzedniego dnia usłyszeliśmy strzały, tzn. na połączenie się z „Lampartem”, „Borowy” otrzymał od ludności wiadomość, że duża kolumna Niemców posuwa się przez Ochotnicę-Młynne w kierunku Gore. (Nocowaliśmy w pobliżu potoku Gorcowskiego). Zrozumieliśmy, że Niemcy okrążają obóz „Lamparta”, a nam również grozi okrążenie. „Borowy” szybko decyduje się na zajęcie Gorca, dominującego nad Ochotnicą-Młynnym. Po osiągnięciu Gorca zaobserwowaliśmy posuwanie się Niemców w kierunku góry. Byli od nas w odległości około 2 krn. Obserwowanego n-pla oceniłem, na 150 ludzi. Co pewien czas od tego odłączała się grupa 10—15 Niemców i posuwała tyralierą na pobliskie polany w kierunku bacówek. Po ostrzelaniu bacówki stawały w płomieniu, przypuszczalnie Niemcy strzelali pociskami zapalającymi. Za oddziałem Niemcy prowadzili konie i dwie krowy. Posuwali się bardzo ostrożnie w szykach luźnych z ubezpieczeniem z boków. Po pewnym czasie od strony Młynnego wynurzyła się duża zwarta kolumna Niemców, a więc ten pierwszy oddział był strażą przednią. N-pla oceniliśmy na 600 ludzi. „Borowy” przesunął swoje m. p. na płn. stok Gorca, pozostawiając na górze patrol „Rysia” [34] (I baon), uzbrojony w k. m., z zadaniem ostrzelania Niemców z tyłu. „Ryś” zadanie wykonał. Niemców ostrzelał w momencie zbliżania się ich do kwater IV baonu na Skałce. Ogniem k. m od tyłu „Ryś” umożliwił partyzantom IV baonu pilnującym kwater oderwanie się od n-pla i wycofanie w kierunku- Przysłopia oraz uratował od spalenia m. in. nową krytą blachą chatę góralską, w której mieściła się kancelaria IV baonu. Część chat na Skałce Niemcy spalili[35].

21 X 1944. Rozlokowani w trzech zagrodach położonych obok dużej polany w rej. Szczawy oczekiwaliśmy na zrzut i bardzo nam potrzebne uzbrojenie i ekwipunek. Pogoda okropna, drobny deszcz i silna mgła. Czekaliśmy do godz. 2, po czym wróciliśmy do kwatery. Samoloty przeleciały około godz. 3, lecz z powodu silnej mgły i braku znaków rozpoznawczych, z ziemi odleciały z ładunkiem.

22 X 1944. Rano „Borowy” otrzymał   meldunek, że   Niemcy   w   sile około 2000 ludzi posuwają się z m. Rzeki w kierunku południowym. Po-pewnym czasie słychać ogień broni maszynowej. „Borowy” zarządził alarm. Szybko ukryliśmy nasze plecaki w lesie i tylko z bronią i amunicją zajęliśmy punkt obserwacyjny w pobliżu Magurzycy. W kierunku strzałów pomaszerował patrol rozpoznawczy. Niemców nie widać -ale drogę ich posuwania się znaczą dymy palonych bacówek. Z Niemcami ponownie współdziała samolot „Storch”. Zrzuca bomby w rejonie przypuszczalnego obozu sowieckiego. Patrol rozpoznawczy po dojściu do m. Rzeki Niemców już nie stwierdził. Od ludności dowiedział się, że Niemcy posunęli się w kierunku, południowym.

23 X 1944. Niemcy   nadal   prowadzą   akcję   przeciwko partyzantom. Rano wrócili „Herkules” i „44″, byli w sowieckim obozie i spotkali tam „Lamparta„. /Wówczas Sowieci pod pozorem pomocy zaaresztowali” Lamparta” – nie chcieli go wypuścić. Dopiero silny atak Niemców spowodował popłoch w ich obozie – wówczas „Lampartowi” udało powrócić do swoich żołnierzy, którzy nie rozumieli co się dzieje. Szczegółowo to zajście opisuje świadek strz. Marcin Wąchała „Ibis” MZ/ „Borowy”   nie otrzymał dotychczas   formalnego   meldunku o sytuacji w IV baonie. Według niepotwierdzonych wiadomości w czasie napadu Niemców na obóz na Skałce w IV baonie l (podofic.) został zabity, 2 rannych i 4 dostało się do niewoli, w tym sanitariuszka „Jedynaczka” [36]. Rozmawiałem z „Gryfem”, który wykonał napad ogniowy z zasadzki. Dnia 20 X. Niemcy pędzili około 300 krów i duże stado owiec. Ogniem oddziału „Gryfa” Niemcy pędzący bydło zostali rozproszeni, a bydło rozbiegło się po okolicznych lasach. Z „Gryfem” współdziałał oddział partyzantów sowieckich.

24 X 1944. Od rana pogotowie bojowe. Plecaki, kancelaria i żywność-w krzakach. Strzałów nie słychać. Wzmocniliśmy ubezpieczenie. Koło południa nagle przybyła na nasze kwatery komórka zrzutowa, która kwaterowała od nas w odległości około 1,5 km w pobliżu potoku Głębiniec i była ubezpieczana przez oddział „Gryfa”. Otóż „Gryf” nagle i samowolnie swój oddział rozwiązał, pozostawiając „Pelikanów” (komórkę zrzutową z radiostacją) bez ubezpieczenia.  „Borowy” klnie i nie wie, co z tym fantem zrobić. „Pelikanów” odwiedziłem na drugi dzień po przybyciu na Polankę. Dowódcą komórki jest porucznik służby łączności. Na kwaterze poza porucznikiem zastałem dwie młode rozszczebiotane i z ”miejska” ubrane niewiasty. Dowiedziałem się, że to są to szyfrantki przydzielone przez Okręg. Po południu za zgodą „Borowego” udałem się w towarzystwie „Herkulesa” i „44″ do Ochotnicy na Skałkę, gdzie do napadu Niemców kwaterował IV baon. Po drodze w lesie spotkaliśmy partyzanta sowieckiego, który zbierał i jadł ziarna bukowe. Partyzant był uzbrojony w automat, miał przez ramię przewieszoną torbę z amunicją i prawie bosy. Skarżył się, że od 24 godzin nic nie jadł poza ziarnami bukowymi. Dałem mu kawałek chleba, popić kawy z manierki i papierosa. Rosjanin wysypał ,,Herkulesowi” do chlebaka prawie całą amunicję z worka. Opowiedział, że 20 X Niemcy w sile około 2000 ludzi zaatakowali ich oddział w obozie na Stawieńcu. Ich oddział składał się ze 100 partyzantów. Niemcy obóz opanowali, zabrali 15 m. maki, a wzorcową bacówkę spalili, amunicja została uratowana, część oddziału rozproszyła się, on należy do tych, którzy oddział zgubili. Maszerując dalej w rej. Gorca spotkaliśmy silny patrol sowiecki. Rezolutny dowódca patrolu, zdaje się oficer, potwierdził informację o walce w dniu 20 X. Mówił, że Niemcy, nacierając na ich obóz, wysłali przed swoją tyralierą sowieckich obywateli, znajdujących się na służbie niemieckiej. Z dowódcą sowieckim wymieniłem bateryjkę na trochę -amunicji. Późno wieczorem dotarliśmy do Skałki. Górale z bydłem ukryli się w lesie. Niemcy 20 X przeszli przez obóz IV baonu i spalili 4 zagrody. Natrafiliśmy na małą chatkę w jarze, w której mieszkał młody góral z żoną i dzieckiem. Baba — okropny tchórz, góral „chłop morowy” i rezolutny. W czasie napadu ukrył się z żoną i dzieckiem w lesie. Żałuje, że nie miał karabinu: „jobym do nik proł”. Postanowiłem u górala przenocować. „Herkules” gotuje kawę, a ja w prymitywnych warunkach piszę. […]

25 X 1944. Rano przybył na Skałkę z kilkoma partyzantami „Lampart” i z niedużym patrolem „Petro”. „Lampart” w kilku słowach opowiedział mi o walce z Niemcami w dniu 19 X, sukcesie polsko-radzieckiej zasadzki w rejonie Ustrzyk-Forendówki  i stratach w obozie w czasie walki w dniu 20 X. „Lampart” swój baon chwilowo zakwaterował: w jednym z obozów radzieckich, część partyzantów urlopował, nowych kwater jeszcze nie wybrał. Obecnie przystąpił do zbierania z partyzantami ekwipunku i żywności ukrytych w lesie w czasie napadu. Przewidując, że obóz „Lamparta” został ograbiony, zabrałem ze sobą kawałek mięsa, z którego „Herkules” ugotował obiad. Do stołu zasiedli: „Lampart”, „Las”, „Petro” ze swoim zastępcą, „Herkules”, „44″ i ja. – Przed rozejściem się poprosiłem „Petro” o napisanie do mojego dziennika paru słów na pamiątkę. „Petro” napisał, jak wyżej [37]. Maszerując razem z „Petro” w kierunku Gorca, spotkaliśmy nieznanego mi sowieckiego podpułkownika [38] z niedużym oddziałem. Podpułkownik dłuższy czas rozmawiał ze mną, wypytując o sytuację. Wszystkie wiadomości, które posiadałem, przekazałem sowieckiemu dowódcy. Podpułkownik sprawił na mnie bardzo dobre wrażenie, jest artylerzystą. [,..] Przed odejściem prosił o umożliwienie mu spotkania z „Borowym”. Obiecałem swojemu d-cy o tym zameldować i spotkanie ułatwić, podałem, przy tym miejsce i godzinę spotkania.

26 X 1944. Rano wybraliśmy się na spotkanie z dowódcą sowieckim. Spotkanie nie doszło do skutku, gdyż Rosjanie poszli na pogrzeb swoich partyzantów poległych na Stawiańcu – dnia 20 X. Podobno poległo 4 partyzantów. Podpułkownik, z którym rozmawiałem dnia 25 X -w rej. Gorca zaprosił nas dnia 27 X do obozu sowieckiego na godzinę 11—12 według czasu moskiewskiego.  Wieczorem przybył na nasze kwatery ze swoim oddziałem „Pazura”[39].  „Pazur” po wykonaniu zadania wracał do swego baonu.

27 X 1944. Byliśmy w obozie sowieckim w składzie: „Borowy”, „Profesor”, „Maciej” i ja oraz łącznicy „Herbules” i „44″ prowadził nas łącznik sowiecki, Rosjanie kwaterują, a właściwie biwakują na polanie. Dowództwo mieści się w solidnej bacówce, a partyzanci w innej bacówce oraz w wykonanym z gałęzi świerkowych szałasie. Poznałem pułk. Iwana Zołotara, d-cę połączonych radzieckich oddziałów partyzanckich, operujących, jak się zorientowałem w czasie rozmowy, na południowych terenach woj. krakowskiego. Zołotar, smukły mężczyzna, w wieku około 40 lat, powitał nas przed bacówką. Wystąpił w mundurze, na piersi trzy ordery, na pierwszym miejscu Order Lenina. W bacówce u Zołotara był podpułkownik, którego spotkałem dnia 25 X na Gorcu. Dowódcy sowieccy powiedzieli nam, że po spaleniu ich obozu na Stawiańcu oddział ich odczuwa brak żywności. Po omówieniu i załatwieniu szeregu spraw interesujących obie strony, Rosjanie poczęstowali nas obiadem i „bimbrem”. W czasie obiadu Zołotar żartobliwie nazywał „Borowego” Turkiem i w końcu zaproponował „bruderschaft”. Po wypiciu wymienili napisane na karteczkach adresy. „Borowy” napisał swój adres w Myślenicach, a Zołotar w Noworosyjsku. Pokazali nam Rosjanie wycinki ze swojej prasy ilustrujące: Wojsko Polskie na terenie Związku Radzieckiego, przemówienie do żołnierzy stojącej na czołgu Wandy Wasilewskiej, nadawanie orderów generałom Żymirskiemu i Berlingowi, mszę polową.  […] Na prośbę Zołotara zabraliśmy ze sobą oficerski patrol sowiecki w składzie 1 + 6. Patrol przenocuje w naszym obozie, po czym z przydzielonym przewodnikiem uda się w rejon Gorlic dla przeprowadzenia specjalnego rozpoznania. D-cą patrolu był lejtnant Iwan Maksymowicz X. „Borowy” otrzymał konfidencjonalną wiadomość, że w jednym z majątków w rejonie Gorlic, w pobliżu linii kolejowej, Niemcy zmagazynowali dużą ilość amunicji i butli. „Borowy” powiadomił o tym Zołotara, który postanowił informację sprawdzić i w tym celu wysyła patrol. Nasz przewodnik ma doprowadzić patrol do celu i być łącznikiem między patrolem sowieckim i miejscową ludnością;

28 X 1944. Patrol sowiecki po przenocowaniu u nas z przydzielonym przewodnikiem pchor. X odmaszerował o godz. 16. […] Przybył do d-wa pułku w towarzystwie oficera i złożył „Borowemu” meldunek kpt. „Filip”, d-ca II baonu[40].

29 X—3 XI 1944. Otrzymałem urlop, w czasie którego miałem załatwić kilka spraw służbowych. Do Nowego Targa szli ze mną „Kama”, ,,Herkules” i „44″ […] Z polecenia „Borowego” omówiłem kilka spraw z J. Stołoskim „Iskrą” z Kowańca. „Iskra” poinformował mnie, że „Ogień” [41]  rozwija ożywioną działalność polityczną, urządził na Kowańcu, w Łopusznej i Czarnym Dunajcu wiece, nie można jednak zorientować się, jaki jest jego program polityczny. Rosjanom przedstawia się jako ludowiec, dowódca BCh i w tym samym czasie zabił chłopa, który dostarczył partyzantom sowieckim worek mąki. „Ogień” dysponuje poważniejszą sumą pieniędzy. Zagarnięte Niemcom w Szkole Rolniczej na Kowańcu 11 koni i inwentarz żywy, zabrany z folwarku Szaflary, przemycił do Słowacji i za utargowane „dutki” kupił dla oddziału 14 ton mąki. Większą część swego oddziału utrzymuje na terenach polskich przyłączonych do Słowacji. W rejonie Nowego Targu operuje ruchliwym małym odziałem. Niedawno rozbroił niemieckich kolejarzy zakwaterowanych na st. kol. Szaflary. Dla powiększenia swoich zasobów nakłada kontrybucje na sklepikarzy, szynkarzy i nieco zasobniejszych chłopów, strzyże i bije przeciwstawiające mu się dziewczęta, zabiera pasy transmisyjne z młynów, które mielą mąkę dla ludności. Znając doskonale teren, zorganizował świetnie działający wywiad. Tak jak i Niemcy, „Ogień” stał się zmorą Podhala [42].

2 XI 1944. Wracamy w tymże składzie, tzn. „Kama”, „Herkules”, „44″ i ja. […] Późno wieczorem, posługując się latarkami, dotarliśmy do kwater na Polance, gdzie poinformowano nas, że „Borowy” zmienił m. p. d-wa. Kwatery na Polankach zajął ze swoim oddziałem „Przyjaciel” z I baonu „Andrzeja”. […] „Borowy” postanowił zmienić m. p., gdyż na Polankach przez pewien czas była „Jedynaczka”, sanitariuszka z IV baonu. „Jedynaczka” wpadła do niewoli w czasie napadu Niemców na obóz IV baonu na Skałce (Ochotnica-Jamne) i w czasie badania może ujawnić m. p. d-wa. Pan W. zatrzymał nas do obiadu, nakarmił i gdy ruszyliśmy z przewodnikiem w drogę, dogonił nas „Mewa” i zameldował, że w pobliżu jest „Borowy” i wzywa mnie do siebie. „Borowego” spotkałem w towarzystwie „Macieja” i dwóch oficerów, którzy przybyli na inspekcję. Byli w I baonie i obecnie w towarzystwie „Borowego” udają się do IV baonu. Po otrzymaniu kilku poleceń udałem się na nowe kwatery z „Kamą”, „Herkulesem” i „44″. […] Nowe kwatery wybrano na Cyrhli; składały się z kilku zagród, położonych o 2 km na płd.-wschód od Jurkowa Górnego.   Na kwaterach zastałem wszystkich oprócz „Borowego”, „Macieja” i „Stacha”. […]

6 XI 1944. Przybył z oficerem na odprawę d-ca II baonu kpt. „Filip”. W czasie odprawy oficerowie (którzy przybyli na inspekcję, sprawdzali stan ludzi, uzbrojenia i wyekwipowania II baonu, a następnie oddziału ochrony d-wa pułku. Pytali się o nasze życzenia. Dość śmiesznie to brzmiało, gdyż dobrze wiemy, że i tak nic -nie dostaniemy. […] Po południu oficerowie — inspektorzy, kapitan i porucznik, po spożyciu u nas obiadu, odeszli. O zmierzchu „Borowy” z „Maciejem” udają się do „Olzy” [43] do jego m. p. w Ka[lwarii] Ze[brzydowskiej]. Razem, z „Borowym” idą na urlop Marian, „Sem” i „Sosna” (bracia „Borowego”)[44] i „Wiarus” [45]. Wszyscy idą „po cywilnemu” bez broni. […]

11 XI 1944. Po powrocie z odprawy „Borowy” przekazał nam między innymi polecenie „Olzy” zachowania poprawnych stosunków z oddziałami partyzantów   sowieckich i niedopuszczenia do jakichkolwiek konfliktów z nimi.

12 XI 1944. Pomimo wydanego przez „Borowego” zakazu urządzania uroczystości w dniu 11 listopada, I baon uroczystość urządził i nawet dowództwo pułku zaprosił. Poszedł na uroczystość „Profesor”. Nabożeństwo defilada były filmowane. Dziś przybyli do nas: „Strzemię” [46], dr „Leliwa” [47], „Dolina”[48] i kapelan[49]. „Borowy” otrzymał od Zołotara podziękowanie na piśmie za udzielenie patrolowi sowieckiemu pomocy przy wykonywaniu specjalnego rozpoznania w rej. Gorlic.

16 XI 1944. Wczoraj był alarm. Do Jurkowa przyjechało około 80 żołnierzy Wehrmachtu. Szybko skrzynię z aktami ukryłem w śniegu, którego napadało dość dużo. Zajęliśmy dogodny punkt z dobrym wglądem na drogę i Jurków. Wysłany patrol zameldował po południu, że Niemcy odjechali. Prawdopodobnie byli to pomiarowcy, liczymy się więc z możliwością kopania w pobliżu naszych kwater okopów. […] Wrócili z Myślenic urlopowani i przynieśli dwie ulotki wydane przez Niemców i skierowane do żołnierzy AK. Nawołują do wspólnej walki z bolszewizmem. Piszą, że nie po rycersku postępujemy, strzelając do nich z ukrycia.

17 XI 1944. „Borowy” otrzymał od d-cy I baonu „Andrzeja” pismo, w którym „Andrzej” prosi o zezwolenie zameldowania się z oficerami baonu, podał przy tym miejsce i godziny, w których będzie na „Borowego” oczekiwał. Idziemy więc: „Borowy”, „Maciej”, ja i łącznik, na spotkanie. Śnieg sięga do kolan, a często i do pasa, często zmieniamy się do trasowania ścieżki. Po 2 i 1/2 godzinie marszu dotarliśmy do miejsca spotkania. Czekał na nas „Andrzej” ze „Szparagiem” [50]. „Andrzej” zameldował „Borowemu” o osobistych nieporozumieniach na tle służbowym między nim a dowódcą l kompanii, „Przyjacielem”. „Borowy” uważnie „Andrzeja” wysłuchał, zadał mu kilka pytań, następnie poinformował go, że wkrótce będzie osobiście w l kompanii i o swojej decyzji jego powiadomi. […]

19 XI 1944. Przeprowadzam codziennie z naszym oddziałem ćwiczenia i pogadanki. Szkolenie w terenie, względnie w izbie przeprowadzam zależnie od pogody. Muszę liczyć się ze złym stanem obuwia i ubioru naszych chłopców, zima   przecież   przed   nami.   Otrzymałem list od „Andrzeja”, w którym prosi o przybycie razem z „Borowym” w sprawie nieporozumień między nim a „Przyjacielem”.

20 XI 1944.  „Maciej” i „Jaskółka”, wracając około godz.   21-szej na kwatery, stwierdzili niedostateczne funkcjonowanie służby ubezpieczającej, wobec czego „Maciej” na własną rękę za rządził o godz. 4 alarm, zapominając mnie o tym powiadomić. W ciągu paru minut ubrany i uzbrojony szybko wyniosłem z „Wojtkiem” skrzynię z aktami i ukryłem w krzakach pod śniegiem. Gdy następnie udałem się do kwatery oddziału, spotkał mnie „Karaś” i zameldował, że to był alarm ćwiczebny i celowo ominął moją kwaterę, by mnie nie budzić. O alarmie zawiadomiła mnie mała dziewczynka z sąsiedniej chaty. […]  Niemcy   rozplakatowali   ogłoszenie o ochotniczym zaciągu Polaków w wieku od 18 do 50 lat do walki z bolszewikami. […]

21 XI 1944. Niemcy samochodami przyjechali do Jurkowa odległego od nas o 50 min. marszu. „Borowego” nie ma, więc zarządziłem alarm, wzmocniłem   ubezpieczenia, wysłałem   rozpoznanie,    skrzynię z  aktami ukryłem pod śniegiem. Służba funkcjonuje dobrze, meldunki nadchodzą na czas. Niemców, żołnierzy Wehrmachtu, przyjechało 43. Pośpiesznie, marszem, ubezpieczonym udali się w kierunku Mogielnicy, a więc jest to oddział służby pomiarowej, który oznacza pewne wysokości wieżami triangulacyjnymi. Alarm odwołałem po zejściu Niemców z Mogielnicy.

26 XI 1944. „Borowy” otrzymał od „Andrzeja” meldunek o zrzucie w rejonie zakwaterowania I baonu. Maszerujemy do „Andrzeja”: „Borowy”, „Profesor”, „Maciej”, „Jaskółka”, „Herkules”, „Juhas”[51], „Caro” i ja. Nareszcie mamy to na co tak długo czekaliśmy, a więc: steny, amunicję, lornetki, radioodbiorniki, umundurowanie, bieliznę, buty, koce, trochę żywności i papierosy. Zrzutu, dokonały dwa samoloty, z jednego z nich wyskoczyło szczęśliwie 6-ciu skoczków — oficerów i podoficerów Armii Polskiej na Zachodzie. Po zebraniu zasobników stwierdzono, że niektóre z nich były już otwierane i zawartość nie zgadzała się ze spisem. Między skoczkami był major X. z Polskiej Brygady Spadochronowej na Zachodzie, razem z którym byłem w 1930 r. na kursie Broni Pancernej. Wieczorem spotkaliśmy się przy stole żołnierskim. […] W -czasie dwudniowego pobytu w I baonie „Borowy” załatwił sprawę nieporozumień między „Andrzejem” i „Przyjacielem”. „Przyjaciel” jako dowódca Oddziału Specjalnego uda się w rejon Zakopanego z zadaniem: a) prowadzenia akcji dywersyjnej, b) oczyszczenia terenu z elementów przestępczych. [,..]

27 XI 1944. Znów ten sam oddział Wehrmachtu rano pomaszerował na Mogielnicę i coś tam grzebał przy wieży triangulacyjnej. Z góry zeszli jednak nie. jak zwykle, przez Półrzeczki, lecz przez Chyżówki.  Dosłownie otarli się o nasze ubezpieczenie. Niezależnie od naszego rozpoznania i wywiadu, o ruchach Niemców jesteśmy stale informowani przez miejscową ludność, która zna nasze m. p. […]

28 XI 1944. „Borowy” wydelegował mnie do I baonu z zadaniem odprawienia oddziału „Przyjaciela” w rejon Zakopanego. Gdy oddział stał w szeregu i był gotowy do odmarszu doszło między „Przyjacielem” i „Andrzejem” do nieprzyjemnej wymiany słów. Otóż „Przyjaciel” uzbroił cały swój oddział w automaty kosztem kompanii, którą dotychczas dowodził, na co nie godził się „Andrzej”. Przyznałem rację „Andrzejowi”. Nie można osłabiać siły ogniowej kompanii na rzecz małego patrolu oficerskiego, ale co było robić? Odbierać żołnierzom mocno ściskane w garści automaty i dawać karabiny? Wiec oddział specjalny „Przyjaciela” odmaszerował w rejon Zakopanego świetnie uzbrojony, wyekwipowany i umundurowany.

01 XII 1944. Dnia 30 XI udałem się z naszym oddziałem do I baonu po broń zrzutową. Zbieranie broni zajęło nam około 3 i 1/2 godziny. Wracając na kwatery, wstąpiliśmy do gajówki Florka, która była swoistym zajazdem dla krążących w tym rejonie oddziałów i pojedynczych partyzantów. Na kwatery wróciliśmy około godz. 11. Czujka zameldowała, że „Borowy” zarządził alarm, nasze rzeczy zostały załadowane na wóz i wszyscy czekają na nasz powrót. Przed kwaterą „Borowego” faktycznie stała furmanka. Okazało się, że w czasie -naszej nieobecności w Jurkowie, w mieszkaniu dr „Julity” [52] (była tam skrzynka pocztowa) został przez Niemców aresztowany goniec z pocztą. Dr „Julita” zbiegła i przyszła na nasze kwatery. Nastąpiło to -o zmierzchu. Gdy Niemcy przeprowadzali w mieszkaniu rewizję, do domu opłotkami zbliżali się John, „Siwy” [53] i pies Dux. Przed domem stał żołnierz z karabinem na pasie. W ostatniej chwili John zorientował się, że to Niemiec, zaczął więc cofać się i szepnął: „niemiecki, shot! shot!”. „Siwy” zorientował się w sytuacji, błyskawicznie wydobył pistolet i strzelił do Niemca. Niemiec jęknął i upadł. Trójka wykonała zwrot do tyłu i zaczęła uciekać. Za chwilę posypały się strzały. „Siwemu” i Johnowi udało się zbiec. Dux był za nimi, stracili tylko plecak. Po takim męczącym marszu bez odpoczynku ruszyliśmy w drogę. Było nam nieco lżej, gdyż przyniesioną broń złożyliśmy na wóz. Po uciążliwym marszu zatrzymaliśmy się -wszyscy chwilowo w jednej chacie. Razem z nami „Julita” i „Kama”. „Maciej” poszedł szukać nowych kwater. […]

2 XII 1944.   Otrzymaliśmy   informacje, że Niemcy   przygotowują   na większą skalę akcję przeciwko partyzantom. Pięć samolotów niemieckich krąży nad Gorcami. Słychać wybuch bomb w rejonie dyslokacji oddziałów sowieckich. Pomimo dobrego zamaskowania ziemianek (sowieckie oddziały kwaterują tylko w ziemiankach), Niemcy dość celnie zbombardowali jeden z obozów sowieckich. Zginął jeden partyzant, a kilku zostało rannych. Wiadomość otrzymaliśmy od naszego patrolu rozpoznawczego, który był w sowieckim obozie. Część rzeczy i plecaki ukryliśmy w lesie, pozostawiając przy sobie tylko broń i amunicję.

3 XII 1944. Sprawdziłem stan uzbrojenia i amunicji d-wa pułku i oddziału ochrony              d-wa pułku. Na dzień 3 XII jest on następujący:[54]

Przy sobie: Kb. 2/50; pist. 18/22; pist. masz 5/275; rkm Brenn 1/490; Ikm MG-34 (niem.) 1/500; granaty 16; rakiety 6; amunicja 7,9 mm 1105; amunicja 9 mm Magazyn („melina”); amunicja do Kb 1168; amunicja do rkm Brenn 663; amunicja do Ikm MG-34 500; amunicja 9 mm 808

6 XII 1944. Nadeszły alarmujące wiadomości, które zmusiły nas do natychmiastowego opuszczenia kwater, zajmowanych w pobliżu rejonu zakwaterowania I baonu. Do Rzek przyjechało 80 aut z żołnierzami Wehrmachtu. Kwatery opuściliśmy o godz. 21. Śniegu prawie nie ma, podmarzło, jest bardzo ślisko i następują częste upadki w czasie marszu. Około godz 1 zatrzymaliśmy się w dwóch zagrodach położonych na skraju lasu. […] Otrzymaliśmy meldunek, że w czasie bombardowania obozu sowieckiego dnia 2 XII został ranny oficer ze sztabu Zołotara. Wpłynął również meldunek o napadzie partyzantów sowieckich na oddział niemiecki, zabierający siano i słomę. Jeden Niemiec został zabity, reszta uciekła, samochód spalono. Był kapelan i kurierka, która przywiozła pieniądze.

11 XII 1944. Zgłosił się u nas podoficer Armii Belgijskiej. Uciekł z niewoli i obecnie jest pod opieką II baonu. […] Jesteśmy na nowych kwaterach. Zajęliśmy trzy zagrody oddalone o 1 km od wschodniego krańca Chyżówek. W izbach bardzo ciasno. „Borowy” służbowo nieobecny. […]

15 XII 1944. Przybył „Filip” z „Antosiem” [55] i czekają na „Borowego”.  Nie zobaczą się prędko z „Borowym”. Wczoraj wrócił z Krakowa ksiądz „Urban”. Samochodem -z Przetwórni Owoców z Tymbarku jechali „Borowy”, „Urban”, „Leliwa”, „Dębówka” [56] i kilka osób z Tymbarku. Koło Gruszowca samochód został ostrzelany bronią maszynową z zasadzki […] Zostali ranni: „Borowy” w nogę, „Urban” w ramię, „Dębówce” pocisk drasnął czoło. Kierowca ciężarówki i -siedząca obok niego żona zostali zabici.   Smutna   ta   wiadomość   bardzo   nas   przygnębiła.   Zameldował   się „Lotny” [57]. Sześć tygodni temu „Lotny” otrzymał od „Lamparta” zadanie, z którego z 7 partyzantami nie wrócił. Działał na własną rękę po jednej i po drugiej stronie granicy. Do „Lamparta nie chciał wracać, ponieważ jak oświadczył, otrzymał zadania, które mu nie odpowiadały. / „Lampart” uznał „Lotnego” za dezertera, a jak się później okazało żona Lotnego mieszkająca w Waksmundzie utrzymywała kontakty z niemiecką konfidentką agentką o czym Lotny nic nie wiedział. Nie panował też nad oddziałem na Orawie i „Lampart” posyłając ‘Pazura” kazał mu wracać. Ten jednak uznany za dezertera, bał się i zgłosił się do „Borowego’, gdzie odebrano mu broń aż do wyjaśnienia sprawy. Później przepraszał „Lamparta” i prosił o odwołanie dezercji co „Lampart” uczynił MZ/.  „Lotny” jest dzielnym i odważnym żołnierzem i „Borowy” nie chciał go stracić z powodu chwilowego „wykolejenia się”, wysłał więc do niego rozkaz zameldowania się w dowództwie, co też „Lotny” uczynił. W okresie sześciu tygodni „Lotny” swój oddział powiększył, uzbroił i wykonał szereg napadów na Niemców. „Lotny” został u nas.  […] Amerykanie niedawno zabili syna zakopiańskiego volksdeutscha Freitaga (Deutsches  Geschaft).   Freitag służył w Sonderdinnst w Krakowie, a gdy dowiedział się, że ma być wcielony do Wehrmachtu i wysłany na front, zdezerterował i ukrywał się w pobliżu kwatery Amerykanów. Freitaga wykryła i oddała Amerykanom miejscowa ludność.

16 XII 1944.  Otrzymaliśmy meldunek, że 15 Niemców poprzedniej nocy ubranych na biało i na nartach penetrowało zagrody na wschodnim skraju Chyżówek w odległości około 1 km od naszych kwater. Niemcy byli rozdzieleni na dwie grupy. Jedna grupa usiłowała rozmawiać z ludnością po polsku, a druga po rosyjsku. W podstępny sposób chcieli uzyskać informacje o naszym m. p. (dowództwa) oraz rozpytywali o miejsce pobytu dr „JuIity”. Po ograbieniu kilku gospodarzy i ułożeniu łupu na furmankę, którą przyprowadzili ze sobą, Niemcy wycofali się, […]

18 XII 1944, Dla sprawdzenia wyników dotychczasowego wyszkolenia strzeleckiego oddziału ochrony d-wa odbył ostre strzelanie z kb. Strzelanie odbyło się na dużej polanie na Mogielnicy. W czasie strzelania 4 samoloty niemieckie krążyły nad rejonem Turbacza, zrzucały bomby i strzelały z broni pokładowej. Prawdopodobnie Niemcy atakowali oddział sowiecki, który poprzedniej nocy otrzymał zrzut. Wyniki szkolnego indywidualnego strzelania oddziału, który strzelał po 10 pierścieniowej tarczy na odległość 200 m są dobre. […] Od rana przygotowania do Wigilii. U Jana Srala z Waksmunda„Krasnego” w kuchni nieustanny ruch. Chłopcy przynieśli z lasu dwie choinki i ustawili jedną na kwaterze d-wa, a jedną u siebie. Naszą choinkę udekorowali nabojami, papierosami, sucharami i granatem ręcznym. Otrzymaliśmy dość dużo żywności z Tymbarku, są nawet ciastka. Jest to zasługa przede wszystkim inż. M. „Lancy” [58] i „Dębówki”.

24 XII 1944. Do stołu zasiadła cała nasza rodzina żołnierska z wyjątkiem ubezpieczenia. Nie było z nami „Borowego”. Przybył i kapelan. Łamiemy się opłatkiem i życzymy sobie spotkania następnej Wigilii w gronie rodziny i w wolnej Polsce. […]

27 XII 1944. Otrzymaliśmy od „Andrzeja” meldunek o zrzucie w dniu 25 XII, dokonanym przez jeden samolot. Były dwa samoloty, lecz jeden z przyczyn nieznanych ładunku nie wyrzucił. Dnia 26 XII kolejny zrzut i lądowanie sześciu skoczków. Byłem z „Maciejem” konno w I baonie. Wszystko w porządku. W Szczawie koło tartaku spotkałem oddział „Pazura” z IV baonu. Między innymi wykonał w Pisarzowej napad na stojący na stacji pociąg, rozbroił i rozpędził Niemców. Zabrał zdobycz. Oddział „Pazura”, składający się z 18 ludzi, wygląda dobrze, partyzanci są w dobrej kondycji, dobrze uzbrojeni i ciepło ubrani. Obóz baonu opuścili dwa tygodnie temu, po oczach widzę, że źle im się nie powodziło. Por. Adam Winnicki „Pazur” do obozu IV baonu nie chciał wracać narzekając na złe stosunki w baonie i zarzucał „Lampartowi” brak zainteresowania warunkami bytowymi partyzantów. Takie same słowa słyszałem i od „Lotnego”. A mnie się zdaje, że główną przyczyną unikania obozu jest chęć wojowania na własną rękę.

Kazałem „Pazurowi” wracać do obozu i zameldować się u „Lamparta” po następne zadanie. „Pazur”, bardzo dobry i dbały o ludzi dowódca, z zawodu inżynier-agronom.

28 XII 1944. Kolejny zrzut, tym razem wykonany przez trzy samoloty. Jeden samolot dokonał zrzutu skoncentrowanego na stałym zrzutowisku, natomiast dwa samoloty rozrzuciły ładunek na znacznej przestrzeni I baon bez przerwy poszukuje i zbiera zasobniki. Niemiecki baon, kwaterujący w Dobrej, został załadowany na transport i wysłany na front. W niedużej odległości od kwater transport został zbombardowany i ostrzelany z broni pokładowej przez samoloty sowieckie. W tym samym czasie sowiecki oddział partyzancki wysadził inny transport wojskowy i most koło Tymbarku.

31 XII 1944. Nowy Rok spotykamy wszyscy razem na kwaterze oddziału. Razem z nami ksiądz Jan Stelmach „Urban”. W krótkich słowach życzenia noworoczne złoży „Profesor”. […]

13 I 1945. Oddział Niemców, około 400 ludzi, przewieziony w rejon Szczawy na 23 samochodach, rozpoczął o świcie natarcie na I baon. N-pl oprócz broni maszynowej posługiwał się granatnikami. Pod opieka I baonu znajduje się broń zrzutowa, za całość, której baon odpowiada. Walka trwała cały dzień. N-pl celu nie osiągnął, po czym wycofał się. Straty własne: 1 (pchor. „Wiesław”)[59] zabity i 1 ranny, straty n-pla podobno wynoszą 4 zabitych i 6 rannych. 1 baon ze względu na konfigurację terenu stale dominował nad n-plem. Koło południa powrócił „Borowy”. / po sowieckim zamachu na Gruszowcu MZ/ Trochę utyka, ale wygląda dobrze. Powrót „Borowego” wszystkich nas bardzo ucieszył. […]

17 I 1945. Byłem w I baonie na pogrzebie pchor. „Wiesława”, poległego w walce w dniu 13 I. Pochowano go w lesie. Honory poległemu oddał cały baon z d-cą por. „Andrzejem” na czele.

18 I 1945. Słychać bardzo silną kanonadę w kierunku płn.-wschodnim i północnym. Koło południa w przeciągu kilku godzin samoloty sowieckie atakowały stacje kolejowe: Limanową, Tymbark i Dobrą. Przez lornetkę wyraźnie widać czerwone gwiazdy, na skrzydłach samolotów. Koło godz. 16 jeden z samolotów został zestrzelony i spadł w płomieniach. Radio podało o zajęciu przez Armię Czerwoną Warszawy, Radomia, Częstochowy.

18 I 1945 W związku z zagrożeniem aresztowania żołnierzy 1psp AK przez sowietów- NKWD pod dowództwem Zołotara „Iwan”, którzy współpracując „Ogniem” J. Kurasiem przygotowywały listy akowców do aresztowania i wywiezienia na Sybir. To zagrożenie było głównym powodem rozwiązania w trybie natychmiastowym całego 1psp AK.

[to oświadczenie Budarkiewicza nie mogło być wcześniej opublikowane ze względu na cenzurę w Polsce Ludowej].


[1] Inspektorat AK „Niwa” składał się z czterech obwodów: nowotarskiego, limanowskiego, nowosądeckiego i gorlickiego

[2] Kpt. Julian Zapala, dowódca IV batalionu 1PSP-AK

[3]  Organizator oddziału partyzanckiego tzw.   „Krakusów”, który przyłączył się we wrześniu 1944 do 1PSP-AK.

4Ppor. Grządka, oficer żywnościowy sztabu l PSP-AK.

 

[5] Stanisław Dzioboń, żołnierz oddziału ochrony dowództwa l PSP-AK.

[6] Tadeusz Morawa, żołnierz oddziału ochrony dowództwa l PSP-AK.

[7] Mjr Adam Stabrawa, dowódca l PSP-AK, inspektor „Niwy”.

[8] Por. Wojciech Lipczewski, dowódca I batalionu l PSP-AK.

[9] Por. Krystyn Więckowski.

[10] Por.   Feliks   Perekładowski, skoczek   spadochronowy, dowódca I Kompanii w I batalionie.

[11] Rozbrojenie 22 X 1944 posterunku słowackiej straży granicznej w Niedzicy. Taka sama akcja, przeprowadzona w Starej Wsi jeszcze tej  samej  nocy,  zakończyła się niepowodzeniem.

[12] Kpt. Ernest Durkalec.

[13] Mgr Stanisława Czech, łączniczka.

[14] Eugieniusz  Giełdczyński, żołnierz IV batalionu.

[15] Franciszek Wewelka/winno być Ciesielka MZ/, żołnierz IV batalionu, później w oddziale ochrony dowództwa l PSP-AK.

[16] Eugeniusz Czeremszyński, żołnierz IV batalionu

[17] Krystyniak/winno być Aleksander Krzystyniak z N. Targu poległ 25.09.44 na Lubaniu

[18] Royal Air Forces — Królewskie Siły Powietrzne.

[19] Unites States of America Air Forces — Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych.

[20] Royal Canadian Air Forces — Kanadyjskie Królewskie Siły Powietrzne.

[21] Rotm. Michał Wojciechowski, kwatermistrz l PSP-AK

[22] Por. Jan Cieślak I adiutant pułku.

[23] Por. Szymon Pyrć, II adiutant -pułku

[24] NN, przypuszczalnie aptekarz z Myślenic

[25] ppor. Józef Adamczyk

[26] Zmarł wskutek przypadkowego postrzelenia przy oddawaniu salwy w czasie pogrzebu ofiar niemieckiej akcji na schronisko na Lubaniu.

[27] Przypuszczalnie ppłk Afanasij Gładylin

[28] Przypuszczalnie Piotr Boczkariew/ winno być Jarosławcew Piotr Iwanowicz MZ/

[29] Dowódca zgrupowania partyzantów radzieckich„Artur” w Gorcach

[30] Aleksiej Botjan

[31] Por. Sosnowski, dowódca 11 kompanii w IV batalionie/winno być Tadeusz Kosmowski/

[32] Jan Kabłak-Ziembicki, ówczesny komendant nowotarskiego Obwodu AK

[33] Zapisy z: 18 X 1944 i 19—20 X 1944 dotyczą tzw. „bitwy ochotnickiej”, stoczonej w tych dniach przez IV batalion.

[34] Pchor. Adolf Balon z l kompanii „Przyjaciela”

[35] Po przy dzieleniu „Gryfa” z oddziałem do „Lamparta” w dyspozycji „Borowego” pozostawało około 30 ludzi. Jest więc jasne, że z taką siłą nie mógł atakować batalionów niemieckich ani w Ochotnicy Górnej ani w Młynnem (przyp. aut.).

[36] Olga Mirecka

[37] Opuszczono ze względu na prywatny charakter wpisu

[38] Pplk Piotr Pierminow

[39] Ppor, Adam Winnicki, dowódca 10 kompanii w IV batalionie /zachował się nieodpowiedzialnie i pomimo wezwania „Lamparta” do natychmiastowego powrotu celem pomocy w Bitwie Ochotnickiej, nie powrócił –twierdził, że nie dotarł goniec. -rel.” Ibisa” MZ/

[40] Kpt. Julian Krzewicki.

[41] Józef Kuraś

[42] „Borowy” dwukrotnie pisał do „Ognia”, wzywając go do podporządkowania się AK, zapewniając   o pełnym jego   bezpieczeństwie   osobistym.   Na   pierwszy   list „Ogień” odpowiedział, że jego sprawa musi być rozpatrzona przez najwyższą władzę, a na drugi w ogóle nie odpowiedział, zagroził przy tym łącznikowi, że jeśli nie przestanie do niego listów nosić, to go zastrzeli, jak psa. Łącznikiem był „Dziadek” (Polaczyk), szynkarz z Nowego Targu, przyszły teść „Ognia” (przyp. aut.).

[43] Gen. bryg, Brunon Olbrycht,  dowódca   Grupy  Operacyjnej  AK  „Śląsk  Cieszyński”, w której skład wchodziły l PSP-AK, 3 PSP-AK i pp-AK.

[44] Władysław Stabrawa  („Sem”)  i  Andrzej  Stabrawa   („Sosna”),  żołnierze  oddziału ochrony dowództwa l PSP-AK.

[45] Żołnierz oddziału ochrony dowództwa l PSP-AK.

[46] Por. Aleksander Marczyński, dowódca zwiadu pułkowego.

[47] Dr Marian Mossler

[48] ppor. Ginalski Emil.

[49] Kapelanami pułku byli ks. „Urban” (Jan Stelmach) i ks. „Mirt”.

[50] Pchor. Zbigniew Mirgatowski, adiutant d-cy l batalionu.

[51] Jerzy Kosowicz, żolnierz oddziału ochrony dowództwa l  PSP-AK

[52] Dr Julita Paszkowska

[53] Por. Ludwik Szwajger

[54] Cyfra w liczniku oznacza ilość broni, a w mianowniku ilość amunicji -przypadającej na jedną sztukę broni.   .

[55] Por.Bronisław Humenny, oficer szkoleniowy w limanowskim Obwodzie AK.

[56] Por. Ludwik Mróz. Razem z inż. Józefem Markiem („Lanca”) zajmował się zaopatrywaniem pułku w żywność

[57] Pchor. Boczoń Stanisław „Sęp” (?)/winno być por.Teodor Budzyński MZ/

[58] Inż. Józef Marek

[59] Pchor. Jan Kaszycki