Walka o Niepodległość Polski 1939-1947. Armia Krajowa na Podhalu

Powrót od USA

Kopia listu do Pana Józefa Bieńka                                Kraków   4,04,1974r,

Szanowny Panie.

Zgodnie z zapowiedzią moją z 22 marca br. Pragnę w miarę moich możliwości udzielić Panu odpowiedzi na postawione pytanie.

         Samolot spadł na południowe stoki grzbietu Kiczora-Przysłop-Gorc, między potokami Forendówki i jeszcze w rejonie Borsuczyzny.Uderzył czołowo w stok nieregularnej częściowo zarośniętej polany przyczym skrajne drzewa były ukosem pościnane na drodze dolotu maszyny. Samolot był kompletnie rozbity, kadłub rozerwany, bez skrzydeł, wszystko rozrzucone na większej przestrzeni, szczątki wraka się paliły, ale ogniem powolnym. Byłem na miejscu z kilkuosobowym patrolem na nartach, o ile pamiętam to patrol prowadził pchor. dog / Zbigniew Oleś / – w jakieś 30-40 minut po upadku samolotu. Po przeszukaniu terenu

 / za ofiarami katastrofy / usunęliśmy z płonącego wraku taśmy z amunicją do broni pokładowej, sprzęt radiowy i wszystko, co było możliwe. Kpt. Lampart polecił nam i później ludności możliwie wszystko usunąć /blachy, kable itp. / obawiał się przybycia silniejszego patrolu niemieckiego. W zniszczonej, przełamanej czapce lotniczej, w pochowce plastykowej wizytówkę pilota samolotu Williama J. Beimbrink. Znalezione ciepłe kurtki i buty kpt. Lampart przekazał potem właścicielom. W tym samym dniu Lampart wysłał pchor. Doga do Ochotnicy Dolnej gdzie widziano lądujących skoczków, a mnie do Ochotnicy Górnej Ustrzyk po odbiór jednego ze skoczków, który lądował w rej. Kotelnica-Studzionki i przebywał u jego gospodarza. Byłem w mundurze poniemieckim z naszymi odznakami i stanem, znałem trochę język angielski, uspokoiłem przywiozłem do obozu / przy bocznym strumieniu pot. Forendówki /. Był to Mac Cuttie William J. Potem pojechałem do Ochotnicy Dolnej do pot. Kudowa gdzie u gospodarzy Urbanisków zgromadzono i goszczono sześciu skoczków, którzy lądowali na płn. stokach zachodniego grzbietu Lubania. Rano wiozłem ich z pchor. Dogiem sankami do Ochotnicy Górnej. Część naszej grupy szła potokiem Forendówki / duży kopny śnieg / do obozu i po drodze natknęliśmy się na głodnego i wyczerpanego ósmego skoczka Fela Spencer P. który z wielką obawą wyszedł z krzaków / bał się że koledzy jego są prowadzeni przez Niemców /. Później po jego śladach, z jednym z kolegów przetopiliśmy całą jego trasę na polance kpt. Lamparta. Dziewiątego skoczka – Nelson Robert T. – przyjętego od Rosjan, przywiózł inny patrol do obozu. Dziesiątego mimo wielu usiłowań nie odnaleziono. Jako d-ca, pierwszy pilot, skakał ostatni za S. Fela na pewno z opuźnieniem, mógł lądować kierować się na południe i zmęczony nadziać się na patrole niemieckie z Łopusznej lub Harklowej, – ale Niemcy nigdzie się tym nie chwalili.

W obozie kpt. Lampart ·na życzenie por. Dejewskiego /Amerykanin polskiego pochodzenia /spisał z nim odpowiedni protokół – prosił o spalenie wszystkich znalezionych we wraku map z zaznaczonymi rejonami bombardowań / teren Oświęcimia i Kędzierzyna /.

Po trzytygodniowym pobycie patrol nasz st. strz. Ibisa – / Marcin Wąchała / odwiózł ich przez Ochotnice Dolną, Młynne i Szczawnicę do mjr. Borowego / dc twa 1 PSP /. Byli tam jeszcze przez około miesiąc uchowali się mimo że pułk prowadził jeszcze końcowe walki z nieprzyjacielem – potem odtransportowani do Nowego Sącza i podobno przez ·Odessę do domu. Tyle w dużym skrócie. ·

bszerną relację wysłałem do,, Perspektyw’’, – ale chyba wzgardzili zamieszczając, tylo kila uwag podanych dla p.Rago w liście przewodnim kierowanym do p. Redaktora. Mam niestety tylko jedną kopię – materiał ten trochę zmieniam przez pewne uzupełnienia. Po świętach będę u rodziny w Nowym Sączu – to ewentualnie mogę Panu udostępnić.

                                                                                            Z wyrazami szacunku i poważania Zbigniew Faix -Dąbrowski „Bohun”

  P.S. – Byłem st. strz. w IV bat.1 PSP – AK, przeważnie w d-cwie i pewien czas w 11 komp. por. Pazura, miałem pseudonim,, Bohun’’. Od początku okupacji przebywałem w Ochotnicy Dolnej / aż do końca / – u wuja mojego ks. Michała Sotowicza. Skąd znajomość moja wydarzeń ochotnickich, terenu i ludzi raczej nienajgorsza.

Lotnik Feld